Za oknami miasteczko rozedrgane śniegiem,
kot się bawi w podchody na środku ulicy.
Zanim wrócą z cmentarza pierwsi żałobnicy
łzy obeschną na twarzach. Kot wróci do siebie.
Gdy księżyc się rozwija na ponurym niebie
gwiazdy proszą nieśmiało, by szlak im wytyczył
na ostatnią wędrówkę. Starej zakonnicy
ząb mądrości się chwieje mądrości niepewien.
Księżyc kiedyś poblednie, kot pęknie ze złości,
że my o całym świecie zębami myślimy
i wszystko, co możliwe, zgryzamy do kości.
Jeszcze przyjdzie nam płakać łzami prawdziwymi
i modlić się do szczęścia niepierwszej miłości,
kiedy gwiazdy pogasną...
A my razem z nimi.