O Nic! O Nic! Wołam do ciebie bo świat
U stóp twych w myślą nietkniętej staje zadumie.
Nicniemyślenia trzymasz nad pospólstwem bat,
Nicością po brzegi wypełnione puste ryje.
Scio me nihil scire! Wiem, że nic nie wiem
Sokrata inne przybiera nicniewiedzenia formy.
Nie wiem, że nic nie wiem, ale powiem,
W doniosłe intelektualne gówno wypróżnię tony.
Tak by wszyscy! Ziemia cała!
Z nicością twą do czynienia miała.
Daje się poczuć tę dekadencką impertynencję i uwielbienie dla formy. Maluczcy wszarze. Plułbym przez ramię na ulicy.
Winno być "twoich, twoją".
Określenia typu "twych, mych, twą" są dzisiaj już mocno archaiczne.
Nie to, że nie używam w wierszach wulgaryzmów, ale trzeba wiedzieć, co jest potrzebne jako przyprawa, do jakiej potrawy, a tutaj jest kogel-mogel przyrządzony na marnym placku ziemniaczanym.
Przykro mi, ale taki mój odbiór tego co podałeś.
Chętnie poczytam następne. Pozdrawiam.
- z rozbujanymi i nadszarpniętymi nerwami, na co wskazują lyterufki
...to już nie mój problem.
notabene, to nawet nie kompleks, ale sądząc po jego tekstach, schizofreniczny błkot nie warty polemiki
Swietlicki tez dla Ciebie jest rynsztokowy?"
...a co, postanowiłeś się przekalkować? Jest jeszcze Bukowski - nie żałuj sobie
- zawsze mnie bawią argumenty powołujące się na nazwiska "wielkich", gdzie jednostka odkrywa: "kurwa, ja też tak umiem, jakie to proste, to to jest ta poezja"
- żałosne