End of Life cz.1

Przemek Mazur

Własną historie każdy sam pisze

Nikt nam w tym nie pomoże

Na skraju szaleństwa już wiszę 

Uciekam na myśli bezdroże

Wsłuchuję się w bezkresną ciszę 

Modlę się sam w pokorze 

To mój azyl.... moje zacisze 

 

Każdy ma wady i zalety

Ktoś jest skromny i wesoły 

Drugi chamski z ciałem atlety 

Jedni pilnie chodzą do szkoły 

Inni w tym czasie chodzą na balety

Każdy jest różny i ma swe ideały

Swoich idoli dla których kupują bilety

 

Lecz ja nigdy nie byłem taki jak inni

Ludzie ode mnie uczyć się powinni

Kochać tak jak ja potrafili nieliczni

Teraz ludzie są anarchiczni

 

Dostałem szanse spróbować 

Serce swe dla niej ofiarować 

Życie bez niej pochować 

I nowego świata skosztować

 

Było to jak niebiański sen

Czułem się jak bym wygrał życie

Jej uśmiech umilał mi każdy dzień

A jej oczy budziły o świcie

Wieczorem nim nastał wszechobecny cień 

W łóżku przyspieszało serca bicie

 

I tak cudownie dni mijały

Miesiące leciały 

Dwa lata minęły

Do momentu aż problemy nastały

 

Ze wszystkich sił próbowałem 

Ratować wszystko co dzięki niej miałem 

Nocami samotnie w łóżku płakałem 

Potem żałowałem że ją poznałem

Choć dzięki niej zrozumiałem

Jakie szczęście posiadałem

I jakie stracić zdołałem

Nigdy nie zrozumiałem

Dlaczego inaczej postąpić nie umiałem

Dlaczego zranić ją chciałem

Przecież tak bardzo ją kochałem

 

Teraz prawdę ujrzałem

I choć w mroku ją skrywano

Że wcale kochać nie umiałem

Przynajmniej tak mi było wmawiano 

 

Upadłem w szaleńczej gorączce

Znowu przez cienie na mej drodze 

Udaje się i non stop błądzę 

W myślach mych scenariuszy tysiące

Tak jak zło w cieniu kroczące

Wiernie i cierpliwie czychające 

Na twe serce cierpiące

Na ciało konające

Na oczy płaczące

 

Pochłania nerwy ze stali

Niszczy tych co nie słuchali 

Gniew zła poznali 

By na innych go przelewali

By ludzie dobra nie szanowali

 

Namiastkę mocy zła już poznałem 

Choc tak bardzo się przed nim chowałem

Sam nie zauważyłem kim się stałem

Potworem co w mroku mija się z światłem

Uczucie którym tak hojnie ludzi darzyłem

Teraz na trochę o nim zapomniałem

Gdzieś na końcu serca je schowałem

A mrokiem komory wypełniałem

 

Teraz przez to jestem sam

Choć tak bardzo kochałem

Wiem że rady sam nie dam

Bo wszystko straciłem

Przez lata myślałem że mam dar

Bo w sumie go miałem

Zgubił się jak moralności zegar

O którym zapomniałem

 

To zażaleń moich wysyp i stek bzdur

Próbuje się ogarnąć i wznieść ponad mur

W głębokim dołku nie gra ludzi chór

Lecz samotności cichy nurt 

 

Pisze te wiersze bo tylko tyle potrafię

Czuje że z tego dołka kiedyś się wydrapię 

Może to jest droga po stromej skarpie 

Droga której nie pilnują gniewu harpie

Ścieżka na której pięty swe podrapie

 

Może dzięki temu odnajdę szczęście 

Albo pogrąże się doszczętnie 

Tylko los wie co mnie spotka

Pisał dla was wilk 

Nie jakaś tam

Płotka.... 

 

                                             End of life
Oceń ten tekst
Ocena czytelników: Niczego sobie 1 głos
Przemek Mazur
Przemek Mazur
Wiersz · 12 kwietnia 2018
anonim
  • Beata Igielska
    Jesteś chyba bardzo młodym człowiekiem, więc moja ocena jest nieco na wyrost. Gratuluję odwagi, trzymam kciuki i radzę: pisz, czytaj, pisz, czytaj itd.

    Masz potencjał, ale powinieneś pracować nad warsztatem, zwłaszcza nad ekonomią słowa. Czy masz kogoś, kto podpowiedziałby Ci, jak to robić? Naprawdę przydałby Ci się ktoś taki.

    Pozdrawiam:)

    · Zgłoś · 6 lat temu
Usunięto 1 komentarz