Przypadłość mnie taka kiedyś owionęła
i jak wiatr we włosach zostało "kurestwo"
żem nigdy nie zaczął najmniejszego dzieła,
bo mnie ogarnęło zwyczajne nicestwo.
Nazwać po imieniu rzecz by wypadało,
której pojawienie nie na me życzenie,
że tak jak i kiedyś to się nazywało,
tak też to i dzisiaj -zwie po prostu leniem.
Objawy są różne, choć cele ich wspólne
no i atakują każdego idiotę,
że nawet te czyny na co dzień ogólne
swą spontanicznością odkładam na potem.
Dla większości jest to nie zdarzeń ambaras,
że mam przy tym swoje ulubione słowa,
które brzmią: Pojutrze, później, jutro, zaraz...
a gdy czas ten minie, powtarzam od nowa.
Straty finansów nie mam, w domu ciągle siedzę
i to nie jest powód, tej... -Agorafobii,
bo żeby coś stracić to posiadłem wiedzę,
że nim to się stanie trzeba coś zarobić.
Nikczemność lenistwa jakim się dziś chwalę
wszelkich nikczemności ostatnią granicą,
że gdy inni muszą, ja nie muszę wcale,
bo mnie ogarnęła nadzwyczajna nicość.
Umrzeć miałem dawno, bo była kostucha
aby sprawiedliwość za nicość wytoczyć,
ale nawet w piekle nie chcą o mnie słuchać
a już w szczególności zobaczyć na oczy.
Woń jakaś przedziwna wokół mnie się snuje,
lecz nie z mojej kuchni z przekonaniem twierdzę,
bo juz od "owiania" żarcia nie gotuję,
więc chyba czas nadszedł, że lenistwem śmierdzę.
A gdy własnym smrodem otruję się wreszcie
ci co mnie nie znali , niech o mnie usłyszą
i jak nie z szacunku, to w zwyczajnym geście
skromne epitafium o leniu napiszą:
Tu spoczął największy leń śmierdzący świata
co się w końcu otruł nie poczynań smrodem,
zysku zeń nie było, lecz jest jedna strata,
że za to lenistwo -śmierć ma za nagrodę.
Blazej Szuman