Ferdek

białoczarny

impulsywne przerzucając z boku na bok

jeszcze ospałe ciało

błądzę myślami o lękach

co z pozostałości ubiegłego wieczoru wietrzały

 

po cichu zaparzę mocno fusiastą kawę

i w tempie ekstra mocnych dwóch fajek

spożyję ją

witając opadającą listopadową mgłę

 

w sąsiedztwie smukłych tui

próbuję nakreślić daremnie utopijny plan

nadciągającego 

słonecznego dnia

 

może to dzisiaj zakocham się bez opamiętania  

a może powiększy się tylko

aerodynamiczne zagłębienie w sofie

Oceń ten tekst
Ocena czytelników: Niczego sobie 1 głos
białoczarny
białoczarny
Wiersz · 15 listopada 2017
anonim