nic nie poszło
ciemnieją słońca poezji
lód pod stopą – łajno
kac konturbacyjny
z jeziora Erie za rzeką Niagara
oj nigdy tam nie byłem
człowieku po grdykach brzasku
blokowisk kiczu urojony – gardzisz czasem przeszłym
kiedy wspominasz
nie było słowa co Ciebie konserwowało
szukałeś kodu
na ścianach cuchnących moczem
nawiedzenia chiromantek – bo żyjesz teraz – pozujesz
rezonują linie życia i losu
rotor poezji burczy w ich podbrzuszach
kolaborantki okresu
wróżą z dłoni Grovera Clevelanda
drży świąd żarówki Thomasa Edisona
wykwity upodlonego poranka
ugięty blask co ośmiela i otumania
morale piwożłopów
oto ci słowo bierne
idzie za Tobą
skrada anemicznie po brudnych ścianach
po ciemnych skwerach miasta
chowa za latarnie
w sztormowych pejczach kurzu
w dekadzie ufostatków
portali i smartfonów.
-