Podróże – Aranjuez

Janusz Gierucki

 

 

 

 
Kiedyś (pod wpływem Rodrigo)
zapisałem w kajecie kilka nut w pięciolinii
wiążąc w nich trzy gitary i skrzypce..
 
Lecz właściciel skrzypiec wkrótce przepadł
gdzieś w Kolonii.
Jedna gitara prysnęła do Szwecji 
a do dzisiaj cicho łka w Kaliforni.
Druga zaś  nadal rzewnie gra fado w Lizbonie?
 
Moja zaś przetrzymała do dzisiaj w tym kraju nad Wisłą
choć nieco już zamęczona polskimi kryzysami.
Solidna, siedmiostrunowa z Rosji onegdaj przemycona.
Sama musiała wszystkim arpeggiom i flażoletom podołać.
Bo razem nigdy nie zagraliśmy-
Koncertu z niespełnionej podróży do Hiszpanii.
 
To wspomnienie wróciło po latach.
Wreszcie dotarłem do Aranjuez.
Samotny hidalgo kilku nut zapisanych w kajecie..
 
Lecz Aranjuez przywitało mnie milczeniem.
 
Zamek królewski milczał i milczały pomniki.
Nie było na promenadzie ludzi ani krzyku ptaków.
Kikuty drzew na błękicie nieba dopełniały szkicu afonii.
Wiatr zaś żadnym dźwiękiem nie rozrzedzał upału.
Jak fatamorgana drżały jedynie z gorąca
liczne reprodukcje instrumentu
znanego hiszpańskiego producenta 
niegrających gitar.
 
Wokoło dominowała jedynie cisza.
 
Nie było koncertu w Aranjuez?
 
 
 
Oceń ten tekst
Ocena czytelników: Doskonały 2 głosy
Janusz Gierucki
Janusz Gierucki
Wiersz · 11 lipca 2017
anonim