***

Rafał

Poranek nie zapowiadał niczego szczególnego. Światło z odległej miliony kilometrów gwiazdy przenikało jakimś cudem przez umyte szyby. Z oddali dochodziły odgłosy tramwajów. Śpiew ptaków, szum półwiecznych drzew, zniżające nad Ławicą lot samoloty, podchodzące do lądowania na pobliskim lotnisku - istny koniec świata. Słowa te wypowie Artur na trawniku, gdzie ich wypuszczano, żeby spuścili trochę negatywnej, ciemnej energii. Chodzili boso po skoszonej trawie, niczym po ściernisku. Stymulacja gołych stóp, trochę jak chińska akupunktura. Zawsze podziwiał starożytną, dalekowschodnią mądrość medyczną. Ile terapii, które dziś okazują się hitem. Ile zastosowań roślin i ziół - a każde naprawdę pomaga. Ile technik autoterapii i sposobów radzenia sobie. 
Poranek nie zapowiadał niczego szczególnego. Wstał i umył się. “To dziś!” - naraz huknęło w głowie. “Co jest, do licha?” - odpowiedział sam sobie. Jego blond włosy gdzieniegdzie przebijało już wczesne srebro. Tak się kończy życie w ciągłym stresie. Przeszkadzały mu neurony, które nie chciały ze sobą współpracować, raczej rywalizowały, walczyły i były w stałym konflikcie. “Co ma być dziś?” - jeszcze raz zapytał się ktoś w jego głowie. “Nie wiemy” - ozwał się potężny jak wodospad, męski głos, ale nie jego, raczej obcy. 
Wyszedł z łazienki, przeszedł do stanowiska z samowarem i nastawił wodę. Czekając, aż się zagotuje, zastanawiał się, co ma dziś być. Rzadko wierzył w natchnienia, w głosy i w omamy, ale wyjątkowo dziś postanowił zadziałać inaczej. “Coś się wydarzy…” - myślało mu się samo. Tymczasem woda zabulgotała, widział skaczące, przezroczyste bąble, które tańczyły chaotyczny taniec zgodnie z deterministycznym nieładem. Wyłączył, zalał szklankę kawy i posłodził, a lubił ostro słodzić. Jak do tej pory, trzustka to wytrzymywała bez zarzutu. Był zwyczajny poranek w środku tygodnia, a jego pobyt wkraczał właśnie w drugą fazę, tak zwaną sanatoryjną. Już nie był zamknięty na oddziale obserwacyjnym, tylko na półotwartym, tak, że mógł nawet wychodzić na teren szpitala, choćby do baru, albo, by zakupić produkty codzienne - prasę, maszynki do golenia, słodycze, papierosy, kawę, herbatę czy okazyjnie doczepioną do jakiejś gazety tanią książkę. Lecz dziś nie miał ochoty wychodzić nigdzie - chciał zostać na oddziale. 
Lecz jeszcze nie wiedział…

 

Oceń ten tekst
Rafał
Rafał
Opowiadanie · 16 lutego 2019
anonim