Na imię mi Pustka (Wydmy)

Marek Kielgrzymski

— Przepraszam, jak masz na imię ?  Jeśli mogę zapytać.

— Możesz, Tatiana.

Lilianna albo Lidia, Sławina lub też Penelopa - czemu nie ? Wokół i tak pełno liści, wiatr rozwiewa je na wszystkie strony. ONA stoi w deszczu, kaptur opadł jej na ramiona, ciemne włosy mokną.

— Zmokniesz.

— Lubię to.

Wkładam jej w usta słowa o zjawiskach pogodowych, lecz tu nie potrzeba słów, przecież oboje to wiemy: jest chłodno i nie trzeba  tu słów. Potrzeba obecności, trwania w rozdwojeniu siebie prawdziwym.

— Co sprowadza cię tutaj o tak wczesnej porze ?

— Deszcz.

— Ja także przyszedłem z tego powodu. Cieszę się, że ciebie napotkałem.

— ...

— Przepraszam, nie przedstawiłem się:  Araniusz.

— Tak.

Pełno owych liści i krajobraz wcale się nie zmienia, jaśnieje jedynie. Topole, one są tu najwyższe, najżywiej się chwieją.

Z mojego okna także dostrzec można topole.

— Naprzeciw mojego okna też rosną topole.

— Gdzie mieszkasz ?

— W Dziurawcu.

Ruszyliśmy mimowolnie w stronę przebijającego się przez mgły świtu. Parasol mój czarny przeniosłem także nad JEJ głowę.

— Nie. Chcę żeby padało.

Złożyłem parasol i przystanąłem. Krople dżdżu opadały na moją odkrytą głowę. Spojrzałem w stronę Bałtyku; te fale bijące o brzeg, zawsze, niezmiennie o brzeg.

Przeszył mnie dreszcz, kiedy zimna kropla spłynęła mi po plecach. Wzdrygnąłem się. Opodal nie było nikogo.

To była ONA.

— Mam na imię Pustka.

— Bardzo ładne imię.

Druga kropla wydrążyła sobie szlak w platformie moich pleców. Zrobiło mi się gorąco.

— Dziękuję, że tu byłaś. Chociaż przez chwilę.

Żółty liść, zdjęty nagłym podmuchem, przykleił mi się do okularów.

 

Oceń ten tekst
Marek Kielgrzymski
Marek Kielgrzymski
Opowiadanie · 22 grudnia 2018
anonim