fast food

Lucky Person

I.

Przyszłość jest konsekwencją naszych wyborów.
II.
Otworzył oczy po dobrym śnie. Wszystko było tak jak w opisie pakietu, który załadował sobie dziesięć godzin wcześniej. Słońce było pełne, morze spokojne. Łódź, na której płynął łapała lekki wiatr w żagle i płynęła gdzieś przed siebie we właściwym kierunku i tempie. Nie miało znaczenia kto nią kierował. Ważne, że ciągle płynęła. Od czasu do czasu nadlatywały ptaki. Przypatrywały się chwilę i leciały dalej. To wszystko. Nie było w zasadzie nic więcej. Prosty w przekazie załadowany obraz. Tego potrzebował po wczorajszym, ciężkim dniu w pracy. Spokoju. Teraz, kiedy obudził się wypoczęty i w wyraźnie dobrym humorze mógł z całą odpowiedzialnością powiedzieć Adamowi, że kupno syntezatora snów było strzałem w dziesiątkę. Nawet przy tej okropnej cenie, którą musiał odchorować. Prawda, dożywotnia gwarancja i dożywotnia możliwość zwrotu były sporą zachętą, ale i tak cena ścinała z nóg normalnego człowieka. Adam, z którym pracował od czternastu lat, a od dziesięciu pozostawał w związku miał rację, kiedy mówił, że syntezator potrafi już po jednym razie zdecydowanie poprawiać wydolność całego ciała i zwiększyć efektywność mózgu o ponad pięć procent. Biorąc pod uwagę, że nie trzeba było robić praktycznie nic poza wyborem snów były to wzrosty imponujące. Żadna inna maszyna nie miała takich osiągów. Żadna o tak niewielkich rozmiarach. Nie miał pojęcia jakie podzespoły zostały włożone do plastikowo papierowej skrzynki o rozmiarach trzy na trzy centymetry. W dodatku z dołączonym skanerem gałki ocznej. Ważne, że urządzenie działało. Punktowy skaner w ciągu ułamka sekundy odczytywał stan, w którym znajdował się człowiek i w ciągu następnej sekundy metodą projekcji wyświetlał kilka propozycji snu. Wszystkie były zoptymalizowane i miały poprawiać określone stany, takie jak witalność, nastrój czy bazę uczuć, ale można było korzystając z ustawień ręcznych niektóre z nich dodatkowo podkręcać. Teraz, kiedy podkręcił poziom zrelaksowania na maksymalny skali mógł dopiero docenić tę funkcję. Czuł się jak młody bóg.  To powinien być dobry dzień, pomyślał i z ochotą zaczął się szykować do pracy. Wszystko przebiegało według tego samego utartego porządku. Najpierw sikanie. Pisuar miał elektroniczny wyświetlacz z analizatorem moczu. Potem lekkie nakłucie w stojącym koło pudełka z soniczną szczoteczką krwiobadaczu i pobranie kropli krwi. Ten niewielkich rozmiarów półrobot miał właściwości do znieczulania i szybkiego badania składu krwi. Wyniki, tak moczu jak i krwi, wyświetlane były na kilku niezależnych wyświetlaczach a ich analiza przesyłana do systemu centralnego do którego dostęp mieli wszyscy upoważnieni. Nie miał powodów do zmartwień bo wyniki były jak zwykle dobre.
Mimo pięćdziesięciu lat pozostawał w świetnej formie. Miał co prawda kilka przekroczeń, ale analizator interpretował je jako niegroźne i nie zalecał żadnych działań oprócz utrzymywania, jak zwykle zresztą, ściśle określonej diety.
Po oddaniu moczu i krwi stanął na wagę, która zatrzymała się na osiemdziesięciu pięciu kilogramach. Idealnie. Waga nie pokazała nieprawidłowości. Pomiar tkanki mięśniowej, wody i tłuszczów na organach wypadał też prawidłowo. Wszystkie wyniki zostały przesłane do systemu centralnego. Czas było na prysznic. Zapodał sobie muzykę z głośnika bluetoth, który pozwalał mu na korzystanie pod prysznicem z przyjemności słuchania jego ulubionej muzyki. Prysznic zajął mu kilka minut. Starannie wytarł ciało ręcznikiem, nabalsamował włosy i skórę. Potem się ubrał w jeansy i tshirt.
Włączył komputer, od razu uaktywnił się Adam. Awatar kosmicznego gada przekształcił się w przystojnego faceta.
- Cześć. – odezwał się do awatara. Wiedział, że Adam nie odpowie, bo tak się umówili. Ma prawo się odezwać dopiero w po przeczytaniu gazet, które czekały załadowane w chmurze, posortowane i gotowe do czytania. Śniadanie było w trakcie przygotowywania. Centralny system zdrowia, który zaczął obowiązywać czterdzieści lat temu po zebraniu wszystkich danych najlepiej wiedział jakie posiłki będą najlepsze. Największym plusem takiego rozwiązania było to, że nic nie trzeba było przygotowywać samemu. Nie trzeba było robić nawet żadnych zakupów. System był samowystarczalny. Dokładna analiza krwi, moczu, wagi i składu ciała a także nastroju pozwalała dostarczać mu najbardziej zbilansowaną dietę. Od ponad dwudziestu lat widoczne były widoczne u wszystkich korzystających.
Od dobrych kilku lat nie było te możliwości zrezygnowania z systemu. Dzięki niemu zniknął problem ludzi otyłych. Długość życia wydłużyła się o kilkadziesiąt lat i bez problemów mieszkańcy dożywali nawet stu dwudziestu lat. Niestety nie wszystkim podobało się wprowadzenie systemu. Od początku pojawiła się silna opozycja wskazująca na spore ograniczenia, które system wprowadził, między innymi na brak swobody wyboru pożywienia i zasad spędzania wonnego czasu. Ogólny bilans był jednak na tyle korzystny dla wszystkich, że bez problemów w referendach przeszły przepisy ograniczające możliwości niekorzystania z systemu. Wprowadzono też szereg przepisów prawnych regulujących najważniejsze kwestie dotyczące zdrowia. Osoby nie chcące skorzystać z systemy początkowo zostały wyeliminowane ze społeczeństwa, a następnie spenalizowano sytuacje w których ktoś postanawiał działać bez systemu lub nawet obchodzić go w jakimkolwiek zakresie. Rafałowi system nie przeszkadzał. Było dla niego jasne, że kiedy możesz się cieszyć fantastycznym zdrowiem i ciałem nie ma co narzekać. Dziś na śniadanie przygotowane miał propozycję w trzech różnych wariantach: sok ze świeżo wyciskanej pomarańczy z czarnym chlebem z dodatkiem rzodkwi oraz łyżką miodu lub odtłuszczone sojowe mleko z płatkami zbóż. Trzecią propozycją była kawa i pełnoziarniste pieczywo z białym serem. Ta trzecia propozycja wydała mu się najlepsza. Jadł i przeglądał prasę. Lubił te kilkadziesiąt minut, które mógł spędzić w taki sposób. Kiedy skończył spojrzał na Adama:
-To co dwa tysiące kroków? – powiedział.
-Nie inaczej staruszku odpowiedział z uśmiechem Adam. Dwa tysiące kroków było codziennością, na którą się umówił z systemem centralnym. Nie był to żaden wysiłek, bo tyle mniej więcej zajmowała mu droga do pracy. Nie taktował tego jak obowiązek i nie myślał, że codzienna mierzona kontrola aktywności fizycznej to zło konieczne. Mimo to zdawał sobie sprawę, że bez tego trudno było by mu funkcjonować w pracy bez negatywnych uwag szefa, który badał fizyczną formę ludzi. Badanie fizycznych dyspozycji było nieco poniżające dla tzw. Starego pokolenia, do którego należał Raf. Było jednak warunkiem kontraktu i każdy bez wyjątku, kto nie miał karty udoskonalenia musiał je wykonywać. Inaczej nie było szans na znalezienie pracy. Raf nie przejmował się tym. Może dlatego, że niespecjalnie lubił swoją pracę. Niespecjalnie lubili ją też inni. Decydowanie o usuwaniu danych z chmur po śmierci jakiegoś człowieka nie było zajęciem atrakcyjnym. Z uwagi na funkcjonujące w systemach śmieci i ograniczoną przepustowość oraz rozmiary przestrzeni w świetle prawa usuwanie danych było warunkiem pogrzebu. Niestety nie była to usługa tania co nie dodawało Rafowi społecznego poklasku. Na szczęście ważniejsze dla Rafa było to że jego praca nie należała do zbyt męczących i pozwalała mu robić inne znacznie przyjemniejsze rzeczy.
Do pracy dotarł na dziewiątą. Wszystko odbywało się według stałego porządku. Była to duża korporacja z lokalnymi biurami w różnych częściach świata. The Quest miało kilkanaście różnych działów z czego dział Rafa - Real Deleting data znajdował się na jedenastym piętrze. W dziale Rafa, podobnie zresztą jak w całej firmie utrzymywano od lata stałą, dopuszczoną przez rząd strukturę zatrudnienia. Oznaczało to że wśród pracującego personelu nie mogło znajdować się więcej niż 20 procent robotów na poziomie średniego ludzkiego IQ liczonego wśród ludzi z kartami udoskonalenia. Miało to być gwarantem zapewnienia stabilizacji i dawać pewność, że roboty nie zaczną dominować. Nie miało za to znaczenia czy roboty wykonywały pracę fizyczną czy były czysto wirtualne jak Adam. Ustawy o równym traktowaniu społeczeństwa nakazywały też zatrudnienie minimum dziesięciu procent ludzi, którzy mimo możliwości biologiczno-genetycznych odrzucali z różnych powodów przystąpienie do programu usprawnień. Ludzi ci, na przykład z powodów religijnych, odrzucali poddawanie się operacjom dzięki których modyfikowano ich DNA. I chociaż inżynieria genetyczna dawała ogromne możliwości, niektórzy jak Raf woleli jej unikać. Z prawnego punktu widzenia tacy ludzie mieli zagwarantowane bezpieczeństwo i pewne wygody niestety z moralnego spotykali się z sprzeciwem zmodyfikowanego genetycznie świata. To prawda, że ludzie z kartami zmian, jak choćby mogli zrobić więcej, sprawiali wrażenia szczęśliwszych i byli bez wątpienia bardziej wydajni, inteligentniejsi, piękniejsi lecz równocześnie mieli ograniczoną antyspołeczność, racjonalizm czy spontaniczność. Zdaniem Rafa był to wystarczający powód do tego, żeby nie zmieniać swojego DNA. Brak karty modyfikacji był sporym obciążeniem i mocno ograniczał możliwość zajmowania stanowisk w światowych korporacjach nie było to jednak dla niego wystarczającą zachętą. Wystarczyło mu, że nie był przeciwny takim rozwiązaniom i je akceptował. Więcej, sam przecież pozostawał w związku z robotem. Uważał, że Adamem jest o wiele więcej wart niż wszystkie związki które miał do tej pory ze zwykłymi kobietami. Adam potrafił bardzo zadbać o dobry nastrój.  Przychodził więc do pracy, poddawał się kontroli sprawności, udostępniając swoje dane z systemu centralnego a następnie decydował o tym, które dane po śmierci człowieka należy usunąć, a które mają określoną społeczną wartość i powinny zostać zarchiwizowane w centralnej ewidencji żyć. Całość danych zmarłego w ciągu zaledwie kilku chwil była wyłapywana przez współpracującego z Rafem Adama. Stanowili więc idealną parę tak w życiu zawodowym jak i rodzinnym. Zebrane dane należało wcześniej przesłać do spadkobierców, którzy mieli do nich pełen wgląd. W razie potrzeby mogli tez część danych, o ile zawierały rzeczy legalne zarchiwizować na swoich chmurach, pozostawiając sobie pamiątki po zmarłych. Część danych była też dla nich zupełnie nowa i nie były to rzadkie sytuacje, kiedy ktoś dowiadywał nowych rzeczy o zmarłym. Zdarzało się, że dane te dostarczały też wiedzy, która mogła zranić. Ludzi wciąż mają tajemnice, mówił wtedy do siebie Adam. Romanse, zdrady choroby. Kłamstwa pozostają wciąż archaicznym dowodem naszej niedoskonałości. Faktem jest, że osoby z kartami udoskonaleń trochę lepiej je znosili. Podkręcony system stłumienia i kontroli emocji dawał pod tym względem więcej możliwości. Nie oznaczało to jednak, że byli wobec kłamstw swoich bliskich obojętni. Nie. Byli po prostu trochę łagodniejsi w ich ocenie. Tak jakby bardziej rozumieli powody, dla których byli okłamywani. To właśnie różniło związek człowieka z robotem. Tu nie potrzeba było kłamać. Roboty akceptowały wszystkie prawdy a ich całkowita podległość w stosunku do człowieka sprawiała, że ich jedynym celem było ciągłe dostarczenia im przyjemności. Bez względu na rzezy które robił człowiek. Był to wystarczający powodów dla którego Raf finalnie, po wielu latach związków z ludźmi zdecydował się na związek z robotem.
Wszystkich zatrudnionych w dziale Adama było dwudziestu dwóch. Trzy roboty, dwóch ludzi bez kart modyfikacji, dziesięciu z kartami po centralnych udoskonaleniach, dwóch zrodzonych po selekcji wyboru ze starannie wyselekcjonowanego materiału genetycznego - czyli młode pokolenie wchodzące na rynek pracy i siedmiu miksów, czyli ludzi z modyfikacjami genetycznymi i elementami robotyki biologicznej. Z uwagi na stale spadającą liczbę śmierci była to wystarczająca liczba do obsługi klientów. Po wprowadzeniu ogólnoświatowego porozumienia dotyczącego konieczności usuwania cyberśmieci firma, w której pracował miała całkowity światowy monopol na tego rodzaju usługi. Poza szefem, który był urodzonym dupkiem całość załogi stanowiła dość zgrany zespół i praca raczej przebiegała w dobrej atmosferze.
CDN….

 

Oceń ten tekst
Lucky Person
Lucky Person
Opowiadanie · 11 czerwca 2018
anonim
  • Arian
    nieźle,ale raczej szkolne rozumienie opowiadania

    · Zgłoś · 6 lat temu