Kocham Cię, pamiętasz?

Maciek "Bocian"

JA
- Historię tę rozpocznę listem, krótkim przekazem myśli ubranym w słowa, które i tak nie były w stanie opisać tego, co autorka chciała przekazać.
Całość poskładałem z dwóch osobnych opowiadań, dwóch różnych autorów. Mojego i Jej. Tej, co to skradła mi serce, dla której gotów byłem zmienić całe swoje dotychczasowe życie.

 

 

ONA
- „M… Całą noc jak i dzień myślałam, co Ci napisać i nadal nie wiem, mam pustkę w głowie.
To, co wczoraj pisałeś, mówiłeś…. Zabiło mnie od środka. Byłam zła, że zadzwoniłeś i po pijaku, mówiłeś rzeczy, które i tak musiały kiedyś paść…, ale nie byłam na nie gotowa. Kiedyś napisałeś „wiec zakończmy tą męczarnie…, zero kontaktu”, aż mi serce się zatrzymało…, chociaż rozsądek mówił – tak ma być.


No właśnie rozsądek, który mnie oszukał, zostawił na ten czas, kiedy byłam z Tobą…, wrócił mimo, iż to boli.
Te dni, które spędziliśmy razem, kiedy się kochaliśmy, dotykaliśmy, całowaliśmy były niesamowite i nigdy ich nie zapomnę. Tak jak pisałam w sms-ach, to moja wina ja sobie nie wybaczę, że spierdoliłam Ci życie – na ten krótki czas. Spierdoliłam, bo nie przypuszczałam, że ta „zabawa”, którą to „coś miedzy nami” było na początku, przerodzi się w uczucie. Uczucie szalone, naiwne, ale piękne i jedyne w swoim rodzaju. Do końca życia będą za to płacić…, bo nie krzywdzi się ludzi, którzy są dla nas ważni, których się kocha…, a tak zrobiłam. Mam nadzieje, że kiedyś mi wybaczysz. I jak kiedyś się spotkamy, będziemy mogli podać sobie ręce i spojrzeć w oczy.


Przepraszam, przepraszam, przepraszam, do końca życia będę Ci to mówić, bo czuje się winna. Winna tego, że Cie skrzywdziłam, że teraz cierpisz …, ale nie planowałam tego.


To wszystko z mojej strony było prawdziwie i szczere. Uwielbiałam być z Tobą, spędzać czas, śmiać się, kochać, poznawać Cię, słuchać. Kiedy byłam z Tobą świat nie istniał, istniałeś tylko Ty…, byłam szczęśliwa, choć na chwile sprawiłeś, że poczułam się wyjątkowo, cudownie, poczułam się jak księżniczka, kochana…, – napisane to w czasie przeszłym brzmi okrutnie ….


Pokochałam Cię, tak, nie wiem kiedy, nie wiem jak, ale poczułam coś nadzwyczajnego i nie żałuje tego, i nigdy nie będę…. Będę musiała żyć z tym, że kochałam i byłam kochana ale świat miał inne plany wobec nas.
Tyle bym jeszcze chciała ci powiedzieć…, ale nie mogę znaleźć słów, siedzą w głowie, ale nie chcą być napisane.
Jesteś wyjątkowy, jedyne, o czym marze to żebyś był szczęśliwy, bo zasługujesz na to jak nikt inny. I jestem pewna, znajdziesz swoje szczęście, tylko musisz chcieć. Nam nie było pisane….


Minie jakiś czas jak będziemy mogli na to wszystko spojrzeć z dystansem, ja wiem jedno, ja nie zapomnę, bo nie chce zapomnieć….


Tak dziwnie dziś mi było nie słyszeć słowa „kocham Cię”…, tak pusto i źle…, ale damy rade, musimy.
Nie tak planowałam to rozwiązać, chciałam to zrobić oko w oko…, chciałam się pożegnać…, ale najgorsze, że odsuwałam tą myśl dalekoooooo…. Bo nie chce się zegnać…, ale musze…, chciałam Cie zobaczyć, przytulić się, powiedzieć, że Cie kocham. Ale masz racje, lepiej to zrobić wszystko teraz niż później…, ale nie ważne kiedy, boli tak samo. Krzyczę od środka, serce mi pęka…, umrę od środka na pewno…. Ale Ciebie proszę, bądź szczęśliwy. :*
Kocham Cię, pamiętasz? I…”.

 

 

JA
- Czas rozstania nie jest łatwym czasem. Kiedy zamierzamy coś zakończyć, tworzymy w głowie obraz tego, jak to będzie wyglądało. Piszemy na czystych kartach naszego umysłu treści, które mają być wypowiedziane. Tworzymy całe scenariusze naszych zachowań, przewidywanych odpowiedzi. Zakładamy, że będziemy w stanie zareagować na każdy z przewidzianych scenariuszy.


Mamy w zanadrzu zawsze zapasową opcję.

 

I nagle….

 

Stajemy przed sobą twarzą w twarz. Serce nabiera takiego tempa, że gotowe jest rozerwać nasze kruche ciało i wyskoczyć tylko po to, aby nie uczestniczyć w tym cyrku, który się zaraz odbędzie. Nasze ciała drżą, w głowie zaczyna robić się mętlik.

 

Zaczyna się….

 

Pierwsze łzy zbierające się w kącikach naszych oczu, unikanie spojrzenia tylko po to, aby ukryć cierpienie. Cierpienie, które obiera nam chęci do życia. Cierpienie, które w niejednym przypadku jest przyczyną samobójstw kochanków.
Jak w „Romeo i Julia” historii dwojga zakochanych, których los skrzyżował drogi a mimo to, miał wobec nich inne plany. Tak i w tym przypadku, pomimo iż kochankowie nadal żyją. Jakaś ich część umarła. Pozostawiła po sobie pustkę. Wielką, niewyobrażalnie wielką dziurę w sercu, której zasklepienie graniczy wręcz z cudem.

 

A więc zacznijmy.

 

Tydzień przed tym, jak zaczęły pojawiać się pierwsze sygnały, że nasza historia tak jak miała swój początek, tak ma i koniec, wyobraziłem sobie taką oto formę opisania tej historii.

 

Może to niezbyt profesjonalne, ale na pewno moje, moje własne, moje i Jej, tej, której serce biło rytmem mego serca, która była powietrzem, którym oddychałem, krwią płynącą w moich żyłach, każdym wschodem i zachodem słońca przez zaledwie miesiąc.

 

Zacznę od siebie.

 

Chłopak z prowincjonalnego miasteczka na północy Polski. Urodzony w rodzinie jak każdej innej, z różnymi problemami, alkoholizm, wojny pokoleniowe. Matka nigdy nie potrafiła dogadać się z rodziną ze strony ojca i odwrotnie.
Jako najstarszy z rodzeństwa widziałem wszystko, co się tam działo, jednak nie o tym chcę pisać.
Zatem…, małomiasteczkowy chłopak, którego życie nie oszczędzało, którego historia zapewne nie raz powtarzała się u innych, lecz ta była tylko jego.


W stolicy znalazłem się dzięki ówczesnej dziewczynie. Związek, który trwał od trzeciej klasy szkoły średniej, który zabrał praktycznie połowę mojego życia a zakończył się w tak banalny sposób. Historia z programów typu „Ukryta prawda”, „Dlaczego ja”, czy „Pamiętniki z wakacji”. Pojechali na wakacje, miesiąc po zaręczynach, ona poznała barmana z hotelu, zakochała się w nim i ….


Resztę możecie sobie dopowiedzieć, niech sobie żyją długo i szczęśliwie.


Dziękuję im za wszystko, ponieważ gdyby nie oni, nie było by tej historii.

 

Dalej….

 

Pracowałem w szkole, jako nauczyciel. Ona przyszła jakoś po roku, jako nauczycielka języka angielskiego.
Od początku coś było nie tak, kiedy to sekretarka poprosiła, abym oprowadził koleżankę po szkole. Pomyślałem, czemu nie. Młoda śliczna dziewczyna o ciemnych prostych włosach i oczach szaro-zielonych, sylwetce jakże ponętnej, w stu procentach kobiecej. Ani za szczupłej, ani za okrągłej, idealnej.

 

Tak się zaczęło.

 

Jednak to była zaledwie mała kropla w tym oceanie przygód.

 

Ona, dziewczyna z dobrego domu, najmłodsza z rodzeństwa tzw. „czarna owca”. Nie szczędziła różnego typu doznań emocjonalnych swoim najbliższym. Przez tempo życia jakie prowadziła, zyskała przydomki „Huragan”, „Wichura”
i wiele innych. Ciągle w locie, ciągle w biegu. A mimo to, zawsze znajdywała chwilę, by móc wymienić się spojrzeniami na szkolnym holu. Zawsze potrafiła zwolnić na tą chwilę, czasami nawet się zatrzymać. Taką Ją poznałem, taką pokochałem. Początkowo nic nie wskazywało na to, co miało się stać.


Pracowaliśmy razem, około dwóch lat. Każdego dnia mijając się na korytarzu, bądź w pokoju nauczycielskim. Każdy dzień rozpoczynał się lepiej, gdy drzwi od pokoju otwierała mi Ona.


To dla tych chwil, co przerwa schodziłem z pierwszego piętra. Dla chwil, które gromadziłem tylko dla siebie, w jakiejś małej przegródce mojego serca.

 

 

ONA
- Kocham Cię, pamiętasz?
To historia jak każda inna, dwoje ludzi zakochuje się w sobie do szaleństwa, spędza ze sobą każdą możliwą chwilę…, historia jak każda inna, ale jednak bez happy endu.


Zaczęłam pracę w szkole, po wielu miesiącach poszukiwań. W miejscu, które często mijałam z myślą „mogłabym tu pracować, mam przecież niedaleko”.


Poszłam na rozmowę, kilka słów i mam ją.


Ucieszona, ale jakże zdenerwowana wiedziałam, że czeka mnie przygoda.


Ja młoda, niedoświadczona nauczycielka mam pracować w technikum?


Pomyślałam, że świat do odważnych należy, i już za dwa dni zaczęłam.

 

Jak to ja, bałam się okrutnie, ale jakże przemiła – jeszcze wtedy tak myślałam, pani sekretarka poprosiła jednego
z nauczycieli by oprowadził mnie po szkole.


I pojawił się on…, wysoki, młody, przystojny blondyn z przecudownie zniewalającym uśmiechem – M…

Od razu przykuł moją uwagę, jego energia i sposób bycia. Pogadaliśmy, pośmialiśmy, tyle.


I tak mijały kolejne dni, miesiące. Realizowałam się, byłam szczęśliwa, zawodowo jak i prywatnie. Miałam udany związek, partnera, z którym planowałam ślub, pracę, mieszkanie – wszystko się układało.


Ale gdzieś zawsze na korytarzu szukałam jego…. On…. Ten, który zmienił mnie i moje życie…. Zawsze uśmiechnięty, miły, uczynny no i jak się potem okazało mężczyzna, który dał mi coś na co nie zasługiwałam, którego zraniłam.

 

 

JA
– Wszystko zapowiadało się pięknie, przynajmniej na początku. Zapytacie, dlaczego więc nie wyszło? Dlaczego zakończyło się tak a nie inaczej?

 

Odpowiadam.

 

W momencie kiedy się poznaliśmy byłem świeżo po rozstaniu, nie byłem gotowy do budowania nowych, zdrowych relacji partnerskich. Strasznie to wszystko na mnie wpłynęło. Połowa życia psu w budę. Skakanie w około księżniczki nic nie dało.
Ale nic to.


Jak już wspomniałem, dziękuję im za wszystko, za wszystko to, co dzięki nim później mi się przytrafiło.

 

Dalej….

 

Więc tak, żyliśmy gdzieś obok siebie, znając się tylko służbowo. Każdy z nas miał swoje życie.
Ja zacząłem realizować swoje pasje i zainteresowania związane z motocyklami.

Ciężki to był dla mnie okres, przesadzałem w tym czasie z wieloma rzeczami, tu nie ma czym się chwalić.

 

Ona, ona żyła w związku, zapewne szczęśliwym. Pisze zapewne, ponieważ w tych relacjach postanowili wspólnie iść dalej.

Oświadczyny, plany związane ze ślubem, zapewne i z zakładaniem rodziny.


Pierwszy rok znajomości zleciał nie wiadomo kiedy, ale każdy dzień wyglądał podobnie.

 

Ja w głębi serca liczyłem, że to właśnie Ona otworzy mi drzwi od pokoju.
Ona w głębi duszy liczyła na to, że to ja jestem po drugiej stronie drzwi, do których podeszła.


Mimo takich oczekiwań żadne z nas nie zdradzało swoich uczuć i emocji z tym związanych.
Mijaliśmy się tylko wymieniając spojrzenie. Relacje nasze były czysto koleżeńskie, bezinteresowne, bez większych emocji. Niestety coś pchało nas ku sobie.


Na zakładowych wigiliach czy innych świętach, zawsze podświadomie robione było tak, aby siedzieć jak najbliżej siebie. Już wtedy wiedziałem, że nic z tego nie będzie, choć bym nawet chciał, ponieważ ona niedługo miała wychodzić za mąż. Zostało mi jedynie wzdychać w samotności do jej zdjęć.

 

Pierwszy raz los zbliżył nas do siebie na związkowych manifestacjach. Ponieważ jako młode pokolenie nauczycieli zgłosiliśmy swoją kandydaturę do związków zawodowych, a co za tym poszło, założyliśmy „Klub Młodego Nauczyciela”.
Zadaniem klubu było m.in. zrzeszanie młodych nauczycieli, niesienie pomocy w awansie zawodowym, rozwiązywanie sytuacji konfliktowych z pracodawcą.

 

A więc….

 

Pierwszy raz los postawił nas sobie na drodze na manifestacji. Pojechaliśmy niedużą grupką na ów manifestację. Jako młodzi, szaleni nauczyciele, postanowiliśmy kupić sobie coś na „rozgrzanie”, czyli po 200 ml smakowego alkoholu, który spożyliśmy w parku.


Manifestacja trwała, alkoholu było mało więc postanowiliśmy uzupełnić braki. Po kolejnej tzw. „małpce” towarzystwo zaczęło się rozchodzić.


Zostało nas troje. Ja, Ona i kolega z pracy.

 

Po manifestacji stwierdziliśmy, że jedziemy do centrum gdzie będziemy kontynuowali zabawę i przy okazji coś zjemy. Plan zacny, gorzej z wykonaniem. Ilość wypitego alkoholu sprawił, że już w autobusie jadącym do centrum miasta zaczęliśmy się całować. Pocałunek nie miał końca, całowaliśmy się praktycznie całą drogę, a także po wyjściu z autobusu.
Po opanowaniu swoich żądzy przeszliśmy do realizacji planu, czyli Fast foody.

 

Poszliśmy we troje na hamburgery do budki w pawilonach przy Foksalu. Tematyka rozmów w trakcie oczekiwania na jedzenie przerastała wszelkie oczekiwania.


Od zainteresowań po ulubione pozycje seksualne i osiągnięcia w tej dziedzinie. Chwilę później rozeszliśmy się wszyscy, każdy w swoim kierunku.

 

To uczucie towarzyszące rano, kiedy zaczęło do mnie docierać, że ta dziewczyna zaraz wychodzi za mąż. Poczucie winy, obrzydzenia dla samego siebie, że jak ja to mogłem zrobić. Przecież niedawno ktoś mi rozwalił związek, teraz ja wkradam się w czyjś.


Nie potrafiłem myśleć o niczym innym, tylko o tym jak to odkręcić. W głowie układałem sobie scenariusze rozmów, które będę musiał przeprowadzić z Nią, przeprosić i poprosić o wybaczenie, zagwarantować, że nigdy więcej nie posunę się do czegoś takiego.


Na pozór wydawało się to proste. Napisałem więc wiadomość, czy możemy się spotkać, ponieważ musimy porozmawiać o tym, co wydarzyło się między nami dnia poprzedniego.

 

Tak, to był jedyny i właściwy sposób załatwienia sprawy. Niestety zanim się odważyłem, minęła już przerwa i w Jej klasie byli już uczniowie.


Wyszła do mnie na zewnątrz sali.


Cała rozmowa nie trwała nawet 5 minut. Wszystkie scenariusze poszły w las, nie tak to miało być, nie w taki sposób miała rozmowa wyglądać.

 

Zamiast potoku słów i wymianie spostrzeżeń, zakończyło się na kilku prostych zdaniach typu: „…tak, jesteśmy głupi, to nie powinno się wydarzyć, zapomnijmy o tym…”. Mniej więcej coś takiego, gdzie ja zdołałem jedynie odpowiedzieć: „ok, sorry”.

Cała ta sytuacja sprawiła, ze nasze relacje zaczęły diametralnie się zmieniać. Początkowo przechodziliśmy obok siebie zawstydzeni, ze spuszczonymi głowami.


No głupia sprawa, całować się z koleżanką


z pracy, no cóż. Ale życie toczy się dalej, było minęło.

 

 

ONA
- Przyszedł kolejny rok szkolny, dalej wszystko było jak dawniej, do 14-go października…, manifestacja ZNP.
Tego dnia była rada szkoleniowa, już wtedy wiedząc, że idziemy razem dalej, czułam się nieswojo…, byłam z nim w grupie, nie mogłam przestać na niego zerkać…, do tej pory nie wiem czemu, może już wtedy los chciał tego co się potem wydarzyło.

 

I poszliśmy…, jak to na takich eventach, trzeba było coś wypić…, jedna małpka, druga…. Dalej nie pamiętam….


Ale pamiętam jak to się skończyło.

 

Skończyłam w jego objęciach….


No i rozeszliśmy się, a do mnie dotarło, co się stało. Wpadłam w panikę, zaczęłam płakać, zadzwoniłam do przyjaciółki….

Nie pomogło…, dalej płakałam bo wiedziałam, że źle zrobiłam – przecież mam kogoś, planuje ślub, jak mogłam, dlaczego, po co…. Rano kac gigant i te wyrzuty….

 

W głębi duszy nie żałowałam, chciałam tego, ale od samego rana wiedziałam, że nie powinnam. Postanowiliśmy to wyjaśnić, w głowie układałam scenariusze rozmowy, a wyszło jak zwykle… . Przyszedł, powiedzieliśmy sobie „sorry, to się więcej nie powtórzy, to było głupie” i po sprawie…, ale jednak nie do końca. Cały dzień szukałam go wzrokiem, ale jak się spojrzał, odwracałam się… , bałam się, wstydziłam co o mnie pomyśli….

 

 

JA
– Było minęło… .


No właśnie nie do końca. Tak miało być, ale…. Ta cała sytuacja zaczęła otwierać nam oczy. Zaczęliśmy spostrzegać, że nie jesteśmy sami, że to moje zainteresowanie jej osobą jest odwzajemniane. Najgorsze jednak było to, że wiedziałem, że to złe, ale chciałem tego więcej. Całe szczęście okazje tego typu nie zdarzały się zbyt często.

 

A jednak….

 

Minął jakiś czas od tamtego zdarzenia. Już nikt o tym praktycznie nie pamiętał. Czasami tylko „młody” dokuczał mi pod tym względem, ale potrafiłem się odwdzięczyć. W między czasie poznawałem inne dziewczyny, zarejestrowałem się na portalach randkowych, gdzie zdobywałem nowe znajomości, doświadczenia.


Dziwni ludzie się tam gnieżdżą swoją drogą. Zarówno kobiety jak i mężczyźni, no ale….

 

Poznałem tam wiele różnych dziewcząt, z jednymi znajomość kończyła się zaraz po pierwszej randce, z innymi trwała dłużej, czy nawet trwa do tej pory.

 

Była tam jedna dziewczyna. Zwykła, najzwyklejsza dziewczyna. Spokojna, dobrze ułożona, grzeczna, delikatnej urody.

 

Spotkałem się z nią wiele razy, kawa, spacery i tym podobne.


Coś mnie pchało w jej kierunku. Zdziwiłem się, gdyż nigdy między nami do niczego nie doszło.


W przeciwieństwie do pozostałych dziewczyn z portali, gdzie prędzej, czy później lądowaliśmy w łóżku.


W tym przypadku jedyne, na co sobie pozwoliliśmy, to całus w policzek na przywitanie i na do widzenia.

 

No nic, trafiło mnie.

 

Zaczęła podobać mi się, co raz bardziej i bardziej. Nie byłem jeszcze tego świadomy, wiedziałem tylko, że chcę spędzać z nią jak najwięcej czasu. Zapomniałem o tym, co zaszło między mną a I…, to gdzieś odeszło na boczny tor.

 

Jak się widywaliśmy gadałem tylko o nowej sympatii. Nie czułem się w żaden sposób winny, przecież Ona miała narzeczonego, więc ….

 

Ale, co piękne szybko się kończy.

 

Okazało się, że jednak to nie ta. Mianowicie wyglądało to inaczej, bo ja „zakochałem” się w niej do szaleństwa, chciałem dla niej zmienić całe swoje życie, niestety Ona we mnie nie.


Nie wiem, może za chudy, za blondyn, za wysoki lub za niski.

 

Znowu smutek zawitał w moim sercu. Trochę mnie to dotknęło, ponieważ nie wiedziałem, że aż tak zaczęło mi na niej zależeć. Gadałem o tym dużo. Nawet aż za dużo. Wszędzie, z każdym.


No ale ile można płakać nad rozlanym mlekiem. Najgorsze, że wszystkiemu przysłuchiwała się Ona.

 

Klub Młodego Nauczyciela zaczynał działalność. Naszedł czas przeprowadzenia wyborów zarządu.

Spotkaliśmy się w małym grodzie w siedzibie ZNP naszego oddziału. Było nas może 6 osób łącznie z prezesem oddziału.
Spotkanie przebiegło sprawnie, zarząd wybrany. Należy to uczcić. Za zgodą władz spożyliśmy niewielką ilość alkoholu. Serio niewielką, bo przecież obciachem byłoby się upić przy samym prezesie. No, ale na tym się nie skończyło. Gdy wszyscy już się rozeszli, zostało nas troje, ten sam skład, co na manifestacji. Ja, młody i Ona.
Wspólnie zarządziliśmy, jako główny trzon naszego klubu, że idziemy na pizzę i może jakieś małe piwko do tego.

 

Jak powiedzieli, tak zrobili.

 

Pizza zjedzona, piwko wypite, ale pozostała jeszcze chęć kontynuowania wieczoru. Nikt nie zamierzał się wyłamać
i iść do domu, tak więc została kwestia ogarnięcia transportu dla młodego, chłopak dojeżdża każdego dnia do Warszawy.
Na nasze szczęście jego koleżanka kończyła pracę i zgodziła się być kierowcą. „Super…”, pomyśleliśmy. Wpadliśmy na taki plan, aby zrobić zakupy i pojechać do mnie.

 

Kaśka „Krzysiek” zgodziła się prowadzić, w sumie jako jedyna mogła. W każdym bądź razie nie protestowała.

 

Pojechaliśmy.

 

Pod domem zrobiliśmy zakupy. Poszliśmy do mnie, tam kontynuowaliśmy zabawę.


I …, nie minęła chwila jak po raz kolejny byłem w objęciach Iwy, całowaliśmy się. Długo i namiętnie, niestety znowu alkohol był czynnikiem zapalnym. Rozpalił lont dynamitu, którego eksplozja pchnęła nas w swoje ramiona.

 

Kolejna sytuacja sprawiająca, że dnia następnego mój umysł opanował niepokój.

 

Znowu to zrobiliśmy, znowu.

 

Nie wiedzieć tylko, dlaczego tym razem nie żałowałem tak jak poprzednio. Mało tego, zacząłem w głębi liczyć na to, że to się w jakiś sposób powtórzy, rozwinie.
Co raz częściej i co raz więcej myślałem o tym, na zmianę z tym, że Ona zaraz wychodzi za mąż. Mimo tego, pomyślałem: „a co mi tam, to tylko taka zabawa, rozmawialiśmy o tym, to nic takiego strasznego, to w końcu tylko pocałunek, nic więcej nie było”.


I z tą świadomością żyliśmy dalej. Nasze relacje uległy zmianie, trochę się do siebie zbliżyliśmy, częściej się widywaliśmy na przerwach. Zawsze z uśmiechem na twarzach. Kilka razy przez myśl mi przeszło, że chciałbym od niej czegoś więcej. Chciałbym się z nią przespać, pociągała mnie, jej wygląd, charakter, sposób zachowywania. Gdzieś

w głębi liczyłem na to, że prędzej czy później do tego dojdzie. Trochę musiałem na to poczekać, ale stało się.

 

 

ONA
- I tak mijały kolejne dni….

 

Niby takie same ale jednak inne.

 

Wigilia szkolna, wiem, że tam będzie…. Planuje jak to zrobić, by siadł koło mnie i udało się…, usiadł…, czułam strach, ale i zadowolenie, bo mam go blisko…. Kolejne dni mijały, wszystko się układało. Rozmawialiśmy jak przedtem. Każdego dnia czekałam…, czekałam aż zapuka do drzwi a ja mu otworzę i znów zobaczę jego uśmiech i słowa „ I…, znów na swoim miejscu”.

 

I…, zdrobnienie, którego nie znosiłam od lat, a jednak polubiłam, ale tylko jak on to mówił.
Kolejne dni mijały, częściej rozmawialiśmy. Opowiadał o pewnej kobiecie, w której się zakochał, ale nic nie wyszło. Cierpiał, a ja nie mogłam tego znieść…. Współczułam mu i nie rozumiałam, jak można nie chcieć takiego faceta….

Pocieszałam go, starałam się, ale gdzieś w sercu byłam zazdrosna. Wiedziałam, że szuka kogoś, miał tyle koleżanek…, co chwile nowe znajomości na Facebook’u…, a ja jakoś dziwnie się czułam z tym…, czekałam, aż napisze do mnie, aż zobaczę go online, jak polubi mojego posta…, czekałam….

 

Głupia ja…, przecież mam swoje życie, po co mi to…, no potem się okazało, że czekałam na to wszystko by spędzić najcudowniejszy miesiąc życia….

 

I nastał dzień spotkania Klubu.

 

Kolejna okazja do spędzenia czasu z nim…, moja podświadomość dawała mi znaki, że chce znów powtórzyć pocałunek…, chociaż to złe i nieodpowiedzialne… .


I stało się, znów mogłam go pocałować… , chociaż żałowałam, że znów po alkoholu….


I znów to samo, udajemy, że nic się nie stało.

 

 

JA
- Jako KMN wyjechaliśmy z naszym oddziałem na szkolenie. W planach wykłady, zwiedzanie Kazimierza. Super, szkolenie to nic innego jak półtorej godzinna pogadanka jakiegoś emeryta.


Dalej owszem, zwiedzanie, już z lekkimi humorkami, bo wiadomo jak się jedzie na szkolenie, to już w autobusie zaczyna się zabawa. Przynajmniej my zaczęliśmy.

 

Po „szkoleniu” i zwiedzaniu, przyszedł czas na właściwą część wyjazdu, potańcówka. Alkohol na stołach, kto co chciał. Z odtwarzacza leciały hity z czasów naszych rodziców, ale co się dziwić. My, jako klub obniżaliśmy średnią wieku uczestników wyjazdu. Impreza miała się ku końcowi. Jednym starczyło, innym było mało.
Ja zawinąłem się do pokoju. Ona miała mnie tylko położyć a wylądowała obok mnie. Póki impreza trwała, tzn. przeniosła się do naszego pokoju, wszystko było w porządku.

 

Zaczęło się jak już się uspokoiło. Mieliśmy tylko spać wtuleni. Nie wierzyłem w to wszystko na początku. Myślałem, że to taki Jej chwyt, żebym już poszedł spać. Mówiła, że zaraz przyjdzie, że położy się obok, że dziś śpi ze mną. Ucieszyło mnie to i początkowo tak to wyglądało.


Do czasu, bo gdy zgasło światło i młody zaczął chrapać. Uznaliśmy, że jest bezpiecznie i zaczęliśmy się kochać.

 

W pokoju, w którym spali inni ludzie.

 

Nie myśleliśmy o Tym.

 

Liczyło się tylko tu i teraz.

 

Ogień naszych ciał płonął.

 

Nie chcieliśmy przestawać. Ciepło jej ciała, jej wilgoć, dotyk, zapach sprawiał, że nie chciałem kończyć. Chciałem, aby to trwało wiecznie.

 

Euforyczny stan uniesienia, w jakim się znajdywaliśmy zawładną wszystkimi naszymi zmysłami na tyle, że nie zauważyliśmy, że jednak nie wszyscy śpią.

 

Dowiedzieliśmy się o tym zaraz po przebudzeniu.

 

Szaleństwo, to co się wydarzyło było tematem dnia. Na szczęście tylko w naszym malutkim gronie. Najgorsze było to, że po przebudzeniu dalej mieliśmy dalszą potrzebę obcowania ze sobą. Dalej czuliśmy pożądanie, nad którym ciężko było zapanować. Odczekaliśmy chwilę. Starszyzna poszła na zwiedzanie, a co w związku
z tym?


Pokój, w którym mieszkała I… się zwolnił. Mogliśmy się tam przenieść i kontynuować nocne szaleństwo.
Było cudownie, nie czułem takiego pożądania od dawna. Najgorsze jednak dopiero przed nami.

Po upojnie spędzonej nocy oraz poranku, przyszedł czas na obiad, a zaraz za nim czas powrotu.


W drodze rozmawialiśmy o tym między sobą. Stwierdziliśmy, że bawiliśmy się dobrze i czasem można by było to powtórzyć. Spodobał mi się ten pomysł. Nigdy nie miałem takiej kochanki. Nigdy z kobietą nie było mi tak dobrze, nigdy nie wytrzymywałem tak długich maratonów seksualny jak z nią. Ona sprawiała, że mógłbym „członkiem góry przenosić”.
Mogłem ciągle, bez przerwy, nie chciałem kończyć. To nie był tylko seks, ale wtedy jeszcze o tym nie wiedzieliśmy.

 

 

ONA
- Po jakimś czasie dostaje informacje, ze jedziemy na wyjazd. Razem. Ja, on i kilka innych osób…, nie mogłam się doczekać. Wiedziałam, że to „ten dzień”, ja już wtedy wiedziałam i chciałam. Przyjechałam na miejsce, wypatrywałam go….


I widzę, idzie z daleka, macha, a moje serce cieszy się. Zrobiłam wszystko by usiadł koło mnie… . Rozmawialiśmy, śmialiśmy się, pokazywał mi zdjęcia i sms-y dziewczyn, które do niego pisały….

 

Dziwne uczucie….

 

Dojechaliśmy, spacer, obiad, szkolenie jak na każdym wyjdzie. Kolacja, tańce, alkohol…. On za dużo wypił, stwierdziłam, że zabiorę go spać…, udało mi się, ale ja zostałam z nim…, zaczęło się to czego pragnęłam, ale po chwili się przestraszyłam i chciałam uciec…, zatrzymywał mnie, uciekłam…. Ale wróciłam i zostałam do rana…, w jego objęciach, przeżywając coś, czego nie da się opisać. Koledzy spali obok, a my kochaliśmy się, nie zwracając na nich uwagi… i było cudownie.

 

Rano, kiedy obudziłam, się koło niego, wiedziałam, że chce jeszcze więcej i więcej… i znów nadarzyła się okazja…, poszliśmy do mojego pokoju i dokończyliśmy, co zaczęliśmy….

 

I nie żałowałam….

 

Byłam szczęśliwa.

 

Powrót do domu, po cichu przytulaliśmy się, dotykaliśmy…. Chciałam jeszcze raz, on też…. I tak to się zaczęło…, kolejne dni, kolejne słowa….

 

 

JA
- Po powrocie do pracy udawaliśmy, że nic się nie stało. Udawaliśmy to słuszne określenie, bo na bank byliśmy na językach starszych kolegów z pracy, którzy uczestniczyli w wyjeździe.


Do tego Pietrek i jego poczucie humoru. Co jakiś czas dogrywki, jakieś śmieszne fotki wysyłane na grupie. Wszystko miało jakiś podtekst. A kluczowym było to,


że z I… zaczęliśmy utrzymywać kontakt niebezpiecznie blisko.


Zaczęliśmy pisać częściej niż do tej pory. Któregoś pięknego dnia pomyślałem o słowach, które padły w drodze powrotnej ze szkolenia. O tym, że moglibyśmy to powtórzyć.

 

To był poniedziałek, pamiętam. Uczestniczyłem w egzaminach z kwalifikacji zawodowych w naszej szkole. Kończyłem po 15:00, więc napisałem do Iwy, że moglibyśmy po pracy pojechać do mnie. Odmówiła, powiedziała, że nie jest to dobry pomysł, nie dziś, nie teraz.

 

Miała rację, zacząłem o tym myśleć zaraz po wyjściu z placówki. Myślówka, myślówka, w głowie pełno myśli, co my takiego zrobiliśmy, na co my się godzimy. To nie tak, to zmierza w złym kierunku.


Całe popołudnie i następny poranek o tym myślałem.

 

Wtorek, dzień kolejny. Zaczęty od natłoku myśli o Nas, o mnie i Niej. O tym, co się wydarzyło. Źle się z tym czułem. Musiałem o tym jej napisać. Napisałem, że mam podły humor, że źle robimy, że musimy przestać, bo w złym kierunku to zmierza.

 

Siedziałem w sali sam tego dnia. Czasami jacyś uczniowie Przyszli przesiedzieć godzinę, bo mieli coś do zaliczenia z polskiego lub matematyki i musieli czekać. Przyszła Ona, zajrzała przez drzwi, uśmiechnęła się, coś zagadała, poprosiła żebym się uśmiechnął i poszła dalej. Dostałem później tylko wiadomość, że mam spojrzenie jakbym chciał ją zabić, że denerwowała się przed przyjściem do mnie, że chce jeszcze pogadać.

 

Kolejne dwie godziny miałem okienka, sala pusta, zero dzieciuchów. Poprosiłem aby przyszła. Przyszła, zaczęliśmy rozmowę, rozmowę, która na dobrą sprawę trwała chyba maksymalnie z 5 minut? Jednak w tym czasie zdążyła powiedzieć o tym, jak podle poczuła się dnia poprzedniego. Jak wróciła do domu i w progu osunęła się na podłogę zalana łzami. Mówiła o tym, że to nie tak miało być, że to co się zaczyna dziać między nami strasznie wpływa na jej życie.

Wszystko się popieprzyło.

 

Nie minęła dłuższa chwila, jak znowu znaleźliśmy się w swoich objęciach, znowu nasze usta zbliżyły się ku sobie. Tyle z rozmowy.

 

Pamiętam ten dzień. Tego dnia w naszej szkole była rada pedagogiczna a ja byłem na popołudnie oddelegowany do innej placówki, jako członek komisji. Do tego wszystkiego, tego dnia nasza reprezentacja grała z Niemcami na mistrzostwach Euro 2016. Po tych drobnych przytulańcach i pocałunkach ponownie zapragnąłem, aby spotkać się u mnie i powtórzyć wyczyny z Kazimierza. Zaproponowałem, zgodziła się. Ja pojechałem na egzamin, Ona została na radzie.

Rada zakończyła się dosyć szybko, szybciej niż bym chciał. Jednak doszliśmy do porozumienia, że przyjedzie pod placówkę, w której byłem i stamtąd pojedziemy do mnie.

 

Tak zrobiliśmy. Czekała na mnie na przystanku, nieopodal szkoły, w której byłem.


Czekała, nie uciekła, choć mogła, była zdenerwowana. Wskoczyliśmy w tramwaj, następnie przesiadka do autobusu, chwila moment i byliśmy u mnie. Otworzyliśmy sobie po piwie, bo w końcu mecz był w TV, mecz, który był przykrywką dla niej, przed jej partnerem. Wiedział, że jest ze znajomymi na meczu, gdzieś w centrum i wróci późno. Tyle miał wiedzieć, a co, z kim i gdzie, to już nie jego biznes.

 

Nie minęła chwila jak oddaliśmy się temu szaleństwu. Temperatura naszych ciał tak podgrzewał atmosferę, że w pomieszczeniu brakowało tlenu. Namiętność, która nami zawładnęła nie pozwalała nam na sekundy wytchnienia. To było piękne, cudowne, zwłaszcza, kiedy po raz kolejny doprowadzałem ją do orgazmu. Jej drżące ciało, mimika twarzy, jęki i wypowiedziane słowa sprawiały, że nie chciałem tego kończyć. Chciałem, aby przechodziła orgazm za orgazmem. Jej przyjemność była moją przyjemnością.

 

To chyba był ten moment. Gdybyśmy może tego dnia wzięli na wstrzymanie. Tego i kolejnego, no i każdego następnego, kiedy się spotykaliśmy, kiedy o tym pisaliśmy.


W głowie miałem już tylko ją. W pracy ciągle wpatrzony w telefon, czekając na każdą jej wiadomość, knuliśmy, kiedy znowu będziemy mogli się spotkać.

 

Tak mijały kolejne dni.

 

Wszystko zaczęło przybierać bardzo niebezpiecznych obrotów. W pracy nie potrafiliśmy oderwać od siebie wzroku. Niektórzy zaczęli coś podejrzewać. Pojawiały się teksty typu, że „…M… pewnie żałuje, że Ona wychodzi za mąż…”, lub kierowane słowa do I…, że „ryzykuje”.

 

Kolejny dzień po naszych szalonych wyskokach.

 

 

ONA
- Kolejny dzień, końcówka roku, świadomość, że za chwilę, za moment nie będę go widzieć…
i nagle dostaje wiadomość od Niego…. Że to złe co robimy, że musimy przestać, że tak nie może być, że ma doła…. Siedzę na lekcji i ledwo powstrzymuje się od płaczu…, ale jak to, nie to nie teraz, to nie może być koniec…. Przestraszona poszłam do niego…. Chciałam go zobaczyć, weszłam, spojrzałam w jego smutne oczy i powiedziałam „uśmiechnij się”….


Znów rozmowy, i nagle wiadomość ”pojedź ze mną”….


Zgłupiałam, tak bardzo chciałam, i tak bardzo nie mogłam….

 

Nie pojechałam…, tego dnia nie pojechałam…, mija kolejna nieprzespana noc, w głowie tysiąc myśli, i Jego twarz….

Poranek, trzeba iść do pracy…, ale boję się…. Wchodzi on… i ten strach…, te jego oczy, w które nie miałam odwagi się spojrzeć…, tak bardzo się bałam, wstydziłam…, kolejne rozmowy i znów „pojedź ze mną”.


Ale tym razem pojechałam, i nie żałuje.


Przyjechaliśmy do niego, niby na mecz…. Piwko, pizza… i niezapomniane upojne chwile w jego objęciach…, orgazm za orgazmem…, jego delikatność, namiętność, dotyk, pocałunki – coś czego do tej pory nie przeżywałam…. To nie był seks…, to już wtedy była miłość….

 

Słowa, które powtarzaliśmy co chwila „uwielbiam Cię” – bo wtedy na tyle mieliśmy odwagi….

 

 

JA
- Środa, pamiętam ten dzień także. Bardzo wbił mi się do mojej świadomości. Wtedy pierwszy raz ujrzałem zaproszenie na ślub, które powiesiła na tablicy w pokoju nauczycielskim.


Nie wytrzymałem, musiałem wyjść.


Poczułem się, jakby ktoś uderzył mnie czymś ciężkim w głowę a na serce spadł wielki głaz. Wiedziałem, że to już jest zły znak. Od tamtej pory unikałem chodzenia do pokoju. Jak już musiałem to wpadałem, brałem co potrzebowałem i wychodziłem.


Większość czasu spędzałem w swojej sali, lub w sali Pietrka popijając kawę i rozmawiając o głupotach, Pietrek, Pietrek „Jajko” tak go ochrzciliśmy, bardzo pozytywna postać. Mijały kolejne dni, widywaliśmy się każdego dnia
w pracy, więc w tygodniu czas jakoś mijał. Gorzej było z weekendami. Kolejny tydzień oznaczał dla nas rozstanie na dłuższy czas, gdyż kończył się rok szkolny.

 

Wspólnie z członkami ZNP z naszego okręgu, po zakończeniu roku szkolnego mieliśmy udać się na grilla nad Wisłę. Tak zrobiliśmy, byłem tam ja, Ona oraz kilku kolegów z naszej placówki. Grill trwał do około godziny 20:00, po tej godzinie zmówiliśmy się na komunikatorze, że uciekamy wszystkim i jedziemy do mnie.

 

Tak też uczyniliśmy. Kolejny raz znaleźliśmy się w moim mieszkaniu. Kochając się namiętnie nie myśleliśmy o niczym innym. W tych chwilach nie liczyło się nic, tylko My, nic ani nikt więcej. Rozkoszy nie było końca. Ciała mokre od potu, nierówny oddech, przyspieszone tętno, euforyczne uniesienie i wymsknęło się.

 

Dwa słowa, które zmieniły wszystko.

 

„Kocham Cię”.

 

Dwa niewinne słowa a potrafią tak namieszać w życiu. Każdy dzień już wyglądał inaczej. Kiedy się nie widzieliśmy pisaliśmy, kiedy byliśmy razem, czas stawał. Oddając się miłosnym uniesieniom, czy też leżąc w bezruchu, patrząc sobie w oczy.


W oczy, w których już zaczęły zalęgać się pierwsze łzy, bo każde z nas wiedziało, jaki będzie tego koniec.


Tak, czy inaczej, Chwile spędzone razem były nasze i nikt nie mógł nam ich zabrać. Te uczucie, kiedy przytulaliśmy się do siebie, te dreszcze przeszywające nasze ciała. Delikatny dotyk jej skóry. Spojrzenie, które mówiło więcej niż słowa.

 

Wystarczyło jedno spojrzenie, jej jeden dotyk, oddech by poczuć się jak w bajce pełnej magii.

 

Tak pięknego uczucia nie czułem odkąd pamiętam. Tak otworzyć serca nie udało mi się do tej pory przed żadną kobietą.

 

Aż do teraz. Serce moje pokochało kobietę, która niedługo wychodzi za mąż i to nie za mnie. Pisałem, mówiłem, mogę

zająć jego miejsce, że chcę, że tego pragnę. Niestety ten pomysł został odrzucony. Bała się, że znowu zawiedzie rodzinę, że zrani więcej osób.

 

 

ONA
- Kolejne dni, kolejne okazje, kolejne moje kłamstwa…, „jestem dłużej w pracy, mamy imprezę, mamy spotkanie…”. Nic się nie liczyło, oprócz Niego. Świat się zatrzymał, dla mnie i dla Niego. Kolejne wspólne chwile, na rozmowach, na namiętności, na poznawaniu siebie…. W głowie tysiąc myśli, a w nich jedna „chyba się zakochałam…”.

 

I przyszedł ten dzień…,to On powiedział to pierwszy, ja się bałam…, nie potrafiłam mu tego powiedzieć, bo przecież nie mogłam…. Miałam swoje życie, mężczyznę, który czekał na mnie w domu, nieświadomy co się dzieje, który kocha mnie i odda za mnie życie…. I nie do końca mu wierzyłam…, myślałam, że się bawi, ze ma jakiś plan…, nie wierzyłam, że mógł mnie pokochać…, ale myliłam się…. Po jakimś czasie stało się…, powiedziałam mu, że go Kocham… i nie kłamałam.

 

Zakochałam się jak nastolatka…, oszaleliśmy we dwoje…, kolejne dni razem…, byłam taka szczęśliwa… i to nasze zdanie „Kocham Cię, pamiętasz?”…, nasze i tylko nasze….

 

Odsuwałam myśl, że to się skończy…, bo musiało…, nie mogłam nic zrobić…. Nie mogłam, bo byłam tchórzem…. Nie mogłam zawieść rodziny, przyjaciół, nie mogłam zranić mojego mężczyzny…, to nie był film, to życie. Życie, które postanowiło nas na swojej drodze, wiedząc, że to nie możliwe byśmy byli razem…. Ale żadne z nas nie miało odwagi o tym mówić…. Oszukiwałam wszystkich dookoła, kręciłam, kombinowałam byle tylko z nim być. Zrobiłam się zimna, oschła dla osoby, z którą miałam dzielić życie…. Nie miałam wyrzutów…, chciałam Jego, chciałam, żeby mnie kochał…. Czułam to….

 

 

JA
- Mijał kolejny tydzień, tydzień rozłąki, póki mogliśmy, spotykaliśmy się ukradkiem. Przyjeżdżała do mnie jak on był w pracy, pod pretekstem, że musi jechać coś załatwić.


Tak mijał trzeci tydzień tej bajki. Bajki tak przepełnionej magią, miłosnymi uniesieniami, szczęściem i łzami rozpaczy zarazem.


Ostatnia zakładowa impreza, rada pedagogiczna i spotkanie towarzyskie po radzie. Mimo wszystko kilka osób się zebrało. Było miło, sami młodzi, zero starych pierników. Obiecywaliśmy sobie, że będziemy siedzieli z daleka od siebie, żeby nie prowokować sytuacji. Znowu nie wyszło. Siedzieliśmy obok, Pod stołem ciągle stykając się nogami lub głaszcząc po kolanie. Zdawało się nam, że robimy to dyskretnie, ale niestety. Zauważyli, pojawiło się pytanie;

„-Czy jesteście parą?” – zapytała koleżanka.

 

Zgłupieliśmy, zaprzeczyliśmy rzecz jasna.

 

Postanowiłem, że czas powoli na mnie, że muszę uciekać. Chciała iść ze mną. Uciekliśmy do mnie. Już w drodze nie mogliśmy przestać się całować.

 

I ta powracające myśl, o jej ślubie.


O zaproszeniu w pokoju. To zaczęło przeszywać moje serce, rozdzierać je. Najgorsze było to, że w momencie, kiedy byliśmy razem nic więcej się nie liczyło. Cieszyliśmy się tą chwilą, pielęgnowaliśmy ją, celebrowaliśmy ją. Świat stawał w miejscu a My byliśmy w jego centrum. Na te krótkie chwile stawaliśmy się jednością. Jednym ciałem. Myśleliśmy tak samo. Pisaliśmy to samo. Przeżywaliśmy to samo. Zaczęliśmy szczerze i otwarcie pisać o tym, co do siebie czujemy.

 

Najgorsze jednak zbliżało się wolnymi krokami. To był weekend, jak się okazało przedostatni weekend tej bajki. Spotkałem się ze znajomymi. Ona była w rodzinnym domu, pomagała rodzinie w sprawach związanych z firmą. Do mojego towarzystwa dołączył kumpel, którego nie widziałem ładnych parę miesięcy. Siedzieliśmy nad Wisłą, później pojechaliśmy w miasto. Było zabawnie, wesoło, ale zarazem grzecznie.


Wypiliśmy kilka drinków, po czym pojechaliśmy do Przemka do domu i tam impreza się skończyła.

Na chwilę tylko, bo jak tylko się obudziliśmy, po zjedzonym śniadaniu nastąpił imprezy ciąg dalszy. Przemo się ogarnął, pojechaliśmy do mnie. Ogarnąłem się i ja. Dołączyła do nas znajoma, przyjaciółka z czasów studenckich. Posiedzieliśmy u mnie, po czym pojechaliśmy znowu w miasto. Kumpela wróciła do siebie. Zostaliśmy we dwóch. Impreza miał się ku dobremu, kiedy w pewnym momencie zauważyłem, że mój kompan się zmył. Sam również stwierdziłem, że już na mnie czas.

 

Niestety, alkohol zaszumiał w głowie, zaczęły pojawiać się myśli, że bajka zmierza ku końcowi, że lepiej by było zakończyć to jak najszybciej, ponieważ im dłużej ,to trwa tym mocniej będziemy cierpieli przy rozstaniu. Wracając do domu zadzwoniłem do Niej. Powiedziałem, że czas zakończyć ten koszmar, żeby zerwać ze sobą wszelki kontakt, bo to tylko da nam możliwość powrotu do rzeczywistości. Każdy sms, każda wiadomość na czacie, każdy telefon będzie sprawiał, że cierpienia nie będzie końca. Rano wstałem z bólem głowy i świadomością tego, co zrobiłem będąc w stanie upojenia.

 

Modliłem się o to, żeby to okazało się być tylko złym snem.

 

A jednak nie.

 

Pól dnia ciszy sprawiał, że łzy nie przestawały mi płynąć po policzkach. Brak jakiegokolwiek kontaktu sprawiał, że nie potrafiłem normalnie funkcjonować, siedziałem i gapiłem się w ekran monitora i na telefon, czekałem.


Doczekałem się, odnowiliśmy kontakt. Napisała list, przelała na niego swoje uczucia, swoje wrażenia, spostrzeżenia. Jest on zawarty na samym początku tej historii.

 

Było źle, dwa dni było totalnie ze mną źle, podobnie było z nią.


Znaleźliśmy film, który idealnie odzwierciedlał naszą historię, tylko jego akcja toczyła się w średniowieczu. Tristan i Izolda.
Powiedziałem jej o tym filmie. Obejrzała, ryczała jak dziecko. Większość cytatów odzwierciedlała sytuację, w jakiej się znajdywaliśmy.

 

To był nasz film.

 

O nas, o miłości, nieszczęśliwej miłości. Dwa dni z oczami spuchniętymi od płaczu, wyschniętymi na wiór. Sięgałem tylko po alkohol. Nie jadłem, nie piłem nic prócz alkoholu. Czułem się wrakiem. Nie chciałem od życia nic, żyć nie chciałem, bo jak żyć bez serca?

 

Po nawiązaniu kontaktu nic się nie zmieniało, stan depresji, żalu, rozpaczy był na tym samym poziomie. Uzgodniliśmy przez telefon, że spotkamy się w środę, o ile będę tego chciał.


Chciałem, pragnąłem tego, niczego bardziej nie pragnąłem jak jeszcze raz ją zobaczyć, dotknąć, przytulić, pocałować. Pragnąłem tego z całego serce.

 

Nadeszła środa, przyjechał tak jak obiecała. Mało tego, tego dnia powiedziała, że jeżeli się zgodzę i tego będę chciał, to zostanie na noc i spędzimy wspólnie cały dzień, całą noc i poranek.


Dawno nie czułem się tak szczęśliwy jak na wieść o tym, że spędzimy ze sobą tyle czasu. Mimo, iż mieliśmy tego dnia go tyle dla siebie, wspólny spacer, zakupy, obiad. Wszystko robiliśmy razem. Później czas bliskości, czas pocałunków, szeptów do ucha, delikatnego muskania jej ciała. To uczucie drżenia z każdym dotykiem, westchnienia z podniecenia, smak jej skóry, zapach jej perfum. Jej włosy opadające na moją twarz, łaskoczące.


To spojrzenie, kiedy się kochaliśmy i patrzeliśmy sobie w oczy szepcząc do ucha „Kocham Cię, Pamiętasz?” Te trzy magiczne słowa zostały naszym hasłem, my je tak uformowaliśmy i są nasze. Nikt inny nie ma prawa używać ich w takim zestawieniu. Nasze „Kocham Cię, Pamiętasz?”. Od tamtego spotkania słaliśmy je sobie każdego dnia. Kiedy tylko mogliśmy.

 

„Kocham Cię, Pamiętasz?”

 

To wszystko, co przeżywaliśmy w tym krótkim czasie, przez ten dzień, noc i poranek było zapowiedzią czegoś co miało nadejść, czegoś co już tego dnia powinno zostać załatwione a w rezultacie zostało odłożone na później.
Tym gorsze to było, gdyż czas spędzony wspólnie na chwilę pozwolił nam zapomnieć o problemie.

 

 

ONA
- Kolejny weekend, on się bawi, a ja siedzę z rodziną…, ledwo wytrzymuję, te rozmowy- ślub, wesele bla bla bla…, nie chce słuchać, nie umiem, nie chce…, chce wykrzyczeć, że kocham Kogoś innego, że nie chce tego ślubu, że chce z Nim być…. Ale nie mogę….


Krzyczę od środka, ukradkiem płacze…, zaczyna docierać do mnie co się dzieje… , że Kocham Jego, a wychodzę za innego, i wiem że nie mogę nic zmienić….

 

I nastał dzień, kiedy on pijany dzwoni i mówi, ze to koniec…, że tak nie można, że musimy to zakończyć….
I znów ten strach, ta panika….

 

Ale ja nie chcę…, nie umiem…. Kocham Cię…, nie zostawiaj mnie…, ale rozum, wie że on ma racje. Dwa dni męki, myśli, płaczu….

 

I jadę…, jadę do niego, zostaje na noc. Noc, której nigdy nie zapomnę…. Spacer, obiad, Miłość, namiętność…. Miałam wszystko bo miałam Jego…. Byłam taka szczęśliwa, kiedy obudziłam się koło niego…, nie oddałam bym tej chwili za nic…, wiedziałam, że leżę w odpowiednim miejscu…, miałam swoje szczęście…. Ale musiałam wracać…. Nie wiem jak dojechałam, nie pamiętam, serce biło jak szalone, cała się trzęsłam….

 

 

JA
- Niestety….


Problem nie odszedł, czaił się i czekał na ten moment.


Poniedziałek rano, po znikomym kontakcie przez cały weekend. Pojawia się przeczucie, coś jest nie tak, coś jest nie halo. Nawiązałem poranny kontakt przez czat na fb. Wiadomości były bez emocji, nie takie jak zawsze. Nie było „Kocham Cię, Pamiętasz?”

 

Zapytałem, „…czy to już czas? Odpowiedziała, że chyba tak.

 

Smutek znów zawładnął moim sercem. Zacząłem mieć lęki.


Lęk przed utratą czegoś tak pięknego, uczucia, które zrodziło się w tak szybkim czasie, którego będę musiał teraz się wyzbyć. Nie chciałem tego, bałem się. Postanowiliśmy po raz ostatni się spotkać, porozmawiać. Już nie wyszedłem jej na drogę, bałem się. Poprosiłem, aby sama dotarła. Przyjechała, wjechała windą na górę, otworzyłem jej drzwi.

 

 

ONA


- Kolejne dni rozmów…, czułych, wyjątkowych, cudownych… i ta przerażająca tęsknota…. Nadszedł weekend…, nie mogłam zadzwonić, napisać…, był Tamten…, musiałam udawać, że jest ok…, ale w głębi duszy płakałam, krzyczałam…, to nie było moje miejsce…, to nie był ten mężczyzna, z którym powinnam być….

 

 

JA

- Nie potrafiłem spojrzeć jej w oczy. Łzy same napływały mi do powiek, próbowałem z tym walczyć, ale na próżno. Nie kontrolowałem tego. Serce waliło mi jak młot. Czułem silny ból w klatce piersiowej, jedno mocne ukłucie, słabo mi się robiło. Przez pierwsze minuty zamarliśmy w bezruchu przytuleni do siebie. Później próbowaliśmy rozmawiać, ale z różnym skutkiem, łzy zalewały mi twarz.

 

W TV włączony był „Nasz” film. Nasza historia sprzed wieków. Chwilę wspólnie oglądaliśmy, płacząc na cytatach, które odbieraliśmy, jako swoje. Chwilę później leżeliśmy przytuleni wpatrując się w siebie, Ostatnie pocałunki, ostatnie przytulenie, ostatnie wspólne uniesienia miłosne. Wszystko po raz ostatni. Po ostatnim, najcudowniejszym seksie postanowiliśmy, że do końca tego dnia będziemy jeszcze pisać i dzwonić. Że póki nie minie północ będziemy mogli używać Naszego hasła: „Kocham Cię, Pamiętasz?”

 

 

ONA
- Przyjechałam do Niego w poniedziałek….


Na ostatnią rozmowę, na spotkanie…, nadszedł ten dzień…, dzień, który chce wymazać z pamięci…, to był koniec…, ostatnie wspólne chwile, pocałunki, namiętność, jego zapach, jego uśmiech, ostanie spojrzenia w oczy, ostanie łzy….


Jego łzy…, to raniło najbardziej…. Był taki delikatny, taki wrażliwy…, wiedziałam, że cierpi, przeze mnie…. Kolejne godziny mijały, a ja nie mogłam i nie chciałam uwierzyć, że to koniec…. Nadal w to nie wierze….

 

 

JA
- Nie wytrzymałem, zaraz po jej wyjeździe dopadło mnie straszne uczucie. Uczucie przepełnione bólem i cierpieniem.

 

Serce jakby ściśnięte walczyło, aby móc się wydostać tego jarzma cierpienia.

 

Ból… tylko to czułem.

 

Jeden wielki ból, tak silny, że momentami chciałem, aby Bóg mnie z niego uwolnił zabierając mnie do Siebie. Przez ostatnie godziny pisaliśmy. Dzwoniliśmy


do siebie. Nie wiedziałem, co robić. Kupiłem alkohol i sam zamknięty w domu zacząłem pić. Piłem szklanka za szklanką. Powoli nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. Wciąż rozmawiałem z Nią. Płakałem do słuchawki, wygadywałem różne rzeczy, znowu płakałem.

 

Obudziłem się ciągle płacząc, otworzyłem oczy a z nich zaczęły od razu płynąć łzy. Wtuliłem się w poduszkę, która jeszcze Nią pachniała. Cała pościel była przepełniona zapachem naszych ciał. Przez łzy zobaczyłem ostatnią wiadomość od Niej. Przeczytałem ledwo co widząc, ze łzami w oczach, jakbym czytał przez szybę, po której uderzają krople deszczu.
Nie zapamiętałem nic z tej wiadomości. Może i dobrze, bo cierpiałbym jeszcze bardziej.

 

 

ONA
- Ostatnie minuty rozmowy, były już inne, nie „Nasze”, obcy ludzie…. Nie mogłam znieść jego płaczu, umierałam od środka…. Wiedziałam, że go ranie…, bo to moja wina…, chciałam dać mu wszystko, a dałam za mało…. Nie wybaczę sobie nigdy, że cierpiał…. Nie krzywdzi się ludzi, których się kocha…, a ja tak zrobiłam…. Jego ostatnie słowa, zabolały mnie…, ale wiedziałam, że alkohol przemawia przez Niego, i ten żal…, żal, że nasza historia dobiega końca….

 

Noc bez snu, płacz w poduszkę i te myśli „nie powiesz, mi już, że mnie kochasz”. Te dwa dni bez kontaktu są nie do wytrzymania…, ale taki mieliśmy układ…, koniec to koniec…, brak kontaktu, brak rozmów…. Słucham piosenek, które słuchaliśmy razem, oglądam filmy, które pokazują podobne historie, ale nic nie pomaga…. Tak bym chciała napisać…, zadzwonić…, ale wiem, że nie mogę, nie chce żeby cierpiał…. Słucham w kółko „I will always love you” bo te słowa, oddają wszystko co chciałabym Mu powiedzieć….


Nie ma chwili bym nie pomyślała o nim, o chwilach spędzonych razem…, to zostanie we mnie na zawsze…, bo kochałam Go a on kochał Mnie…. Tylko los chciał inaczej. I nadal Go kocham, nie przestałam, to nie takie proste…. Czas swoje zrobi, tak mówią….


Historia bez happy endu…. Ale nasza historia…, jedyna, wyjątkowa. Dwoje ludzi, którzy pokochali się, ale nie mogli ze sobą być…. Wierze, że każde z nas odnajdzie szczęście…, bo czas leczy rany…, ale wiem jedno, nie żałuję i nigdy nie będę…. Miłości się nie żałuje….

 

Bądź Szczęśliwy Kochany!

 

 

JA
- Do siebie zacząłem dochodzić w okolicach południa. Postanowiłem zmyć już z siebie Jej zapach. Wyprać pościel, skasować wszystkie wiadomości na fb i w telefonie bez wcześniejszego ich przeczytania. Zamknąć ten epizod na zawsze.


Dziś cierpię jak wczoraj, przedwczoraj, jak za każdym razem, kiedy do mojej świadomości docierały sygnały, że tracę Ją na zawsze. Gdybym tak mógł cofnąć czas, coś zmienić w swoim życiu, zmienił bym wiele rzeczy, ale nie to, co spotkało Nas.

I…, Kocham Cię. Pamiętasz?

 

Oceń ten tekst
Maciek "Bocian"
Maciek "Bocian"
Opowiadanie · 13 czerwca 2017
anonim
  • Anonimowy użytkownik
    Czarownica
    Pięknie ukazana moja historia...Dziękuję.

    · Zgłoś · 1 sekunda temu
  • Maciek "Bocian"
    myślę, że wiele osób przeżyło coś podobnego ;) ta jest akurat moja :P

    · Zgłoś · 1 sekunda temu